Strach przed pierwszą falą pandemii skutecznie zamknął nas w domach. Obawa przed drugą spowodowała ograniczenie niektórych dotychczasowych aktywności. Frustracja po trzeciej sięgnęła zenitu. Porównując medialne nagłówki z początków maja 2020 i 2021 można dojść do wniosku, że w zasadzie zbytnio się nie różnią. Jeśli jednak zestawimy ze sobą emocje, które towarzyszyły nam przy ich czytaniu, zyskamy obraz tego, przez co przeszliśmy przez ten czas. I utwierdzimy się w przekonaniu, że najwyższa pora na długie, zasłużone wakacje.
Reakcja na nieznane
Nadejście niewiadomej w skutkach pandemii, wywołanej przez odległy, wręcz egzotyczny wariant wirusa, początkowo wywołało w nas wybuch lęku i poczucie braku kontroli nad sytuacją. Najbezpieczniejszym miejscem na Ziemi stały się własne cztery kąty, których obserwowaliśmy szalejącą na świecie zarazę. Badania nie pozostawiały wątpliwości, że strach przed koronawirusem paraliżował nas o wiele bardziej niż inne nacje.
W październikowym raporcie Deloitte Polska zajęła czwarte miejsce na świecie pod tym względem. Baliśmy się o zdrowie najbliższych i utratę pracy. We wrześniu i październiku z powodu rosnącej niepewności sami – jeszcze bez restrykcyjnych wskazówek rządu – ograniczaliśmy swoje wyjazdy czy wyjścia do restauracji, choć wówczas wciąż były one możliwe. Byliśmy również sceptyczni wobec skuteczności procedur sanitarnych w hotelach czy środkach transportu. Sektor turystyczny zamarł. Wszystko, poza domem, wydawało się groźne.
Niepokój regularnie podsycały także media. Zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej fali pandemii Publicon prowadził stały monitoring przekazów medialnych w głównych programach informacyjnych. Nasze analizy pokazały, że w szczytowych momentach odsetek materiałów dotyczących pandemii stanowił od 95% do 99% czasu antenowego w każdej z badanych redakcji newsowych – Faktach TVN, Wiadomościach TVP i Wydarzeniach Polsatu.
Zostaliśmy zamknięci w nowej i nieznanej sytuacji, potęgowani strachem i pozbawieni szansy na to, by “rzucić wszystko i wyjechać w przysłowiowe Bieszczady” (lub gdziekolwiek indziej). Emocje, którym dajemy zwykle upust podczas wyjazdów, zaczęły się kumulować – i już wtedy było wiadomo, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
Dyskomfort i depresja
W sierpniu 2020 roku koncern American Express zlecił przeprowadzenie badań, które dotyczyły wpływu pandemii na stan zdrowia psychicznego w grupie podróżników. Wyniki nie pozostawiały żadnych złudzeń – bezpośrednim skutkiem lockdownu i wprowadzonych ograniczeń były niespotykane dotąd społeczne frustracje i potężny wzrost niezadowolenia.
Blisko połowa respondentów (48%) wyznała, że brak możliwości podróżowania wywoływał w nich „niepokój i stres”. O równie niepokojących wynikach już w maju alarmowali naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego – według ich analiz pandemia znacząco zwiększyła poziom stresu aż u 75% Polaków (!). Niemal 40% badanych przyznało się również do nasilonych objawów depresyjnych.
Jako społeczeństwo byliśmy spragnieni odpoczynku i chwili dla siebie. Ogromna większość (ponad 3⁄4 badanych) twierdziła, że podróżowanie to „jedna z kluczowych czynności, których w tej chwili brakuje im najbardziej”. Już wtedy marzyliśmy o tym, by móc odreagować stres i choć na moment zapomnieć o trudnościach – a to właśnie podróże zawsze dawały nam ku temu okazję. Wówczas naprawdę poczuliśmy, że coś nam odebrano, a to nieprzyjemne uczucie towarzyszyło nam przez kilka kolejnych miesięcy.
Rozproszone źródła wiedzy
Choć organizacja podróży w dobie pandemii wciąż była możliwa, to jednak rysowała się jako ogromne strategiczne wyzwanie – co tym samym skutecznie zniechęciło nas do podejmowania wyjazdowych inicjatyw. Poszukiwanie informacji o destynacjach i obowiązujących obostrzeniach zaczęło bowiem polegać na przekopywaniu się przez gigabajty danych, a ocena ryzyka związanego z podróżą wymagała zestawienia informacji z kilkunastu źródeł i wyciągnięcia z nich wniosków.
Choć dane te były i są ogólnodostępne, trudno nam odnaleźć się w gąszczu informacji. Kolejne podmioty zalewają nas przecież gradem aktualności – specjalne serwisy uruchomiły zarówno instytucje UE (portal ReOpen), jak MSZ i Ministerstwa Zdrowia poszczególnych państw. Statusy na bieżąco publikują linie lotnicze oraz przewoźnicy.
Organizacje międzynarodowe (np. WHO czy ECDC) wespół z krajowymi – jak ULC czy GIS – również wzywają do śledzenia swoich kanałów. Konieczne jest zapoznanie się z niejednolitymi restrykcjami w obiektach noclegowych. Także warunki ubezpieczeń podróżnych i ewentualnego wsparcia NFZ muszą być analizowane dokładniej niż przed pandemią.
Może jednak się uda?
Szerokie spektrum analiz rynkowych wskazywało na to, że pomimo barier nie zrezygnowaliśmy ze swoich wakacyjnych planów, a jedynie zawiesiliśmy je lub poddaliśmy modyfikacjom, dostosowując się do aktualnych warunków. W listopadzie 4 na 10 Polaków deklarowało, że chce zrealizować swoje urlopowe plany w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Do tego czasu wykorzystaliśmy zaledwie ¼ przysługujących nam bonów turystycznych.
Na horyzoncie rysowały się zimowe ferie, które miały być szansą na upragniony wypoczynek. Jak to się skończyło, wszyscy jednak wiemy – zamknięte hotele i stoki narciarskie oraz częściowy zakaz przemieszczania się dla dzieci i młodzieży skutecznie pogrzebały nadzieję na choćby krótki wyjazd. Życzeniowo myśleliśmy, że może nadejście kalendarzowej wiosny przyniesie nowe rozdanie – ale rzeczywistość ponownie zweryfikowała nasze oczekiwania. Strach i niepewność, które towarzyszyły nam 12 miesięcy wcześniej, ustąpiły miejsca zmęczeniu i frustracji.
Na tym etapie “wyrwać się” chcieli już chyba wszyscy, ale na pierwsze dobre wiadomości musieliśmy poczekać jeszcze kolejny miesiąc. Doniesienia o możliwym luzowaniu obostrzeń pojawiły się dopiero końcem kwietnia, a potwierdzenie ich po kilku dniach przez premiera zadziałało jak wentyl bezpieczeństwa – telefony w hotelowych recepcjach i serwery portali rezerwacyjnych rozgrzały się do czerwoności.
Wyjazd wśród najpilniejszych potrzeb
Kilka godzin po konferencji prasowej rządu portal rezerwacyjny Travelist poinformował, że poziom zainteresowania i aktywności użytkowników nie tylko wrócił do tego z 2019 roku, ale przebił go aż o 30%. Nasze plany wyjazdowe zrewidowaliśmy błyskawicznie – odległe i najpopularniejsze do tej pory terminy wakacyjne ustąpiły miejsca datom majowym, a liczba zapytań o jak najszybsze pobyty gwałtownie wystrzeliła do góry.
Hotelarze – choć wciąż funkcjonują z limitem 50% obłożenia i ograniczeniem niektórych atrakcji – cieszą się, że w końcu odbiją się od dna. Rosnący wskaźnik wyszczepienia i coraz mniejsza liczba nowych zakażeń pozwalają z optymizmem patrzeć na najbliższe miesiące. Szansa, że kumulujące się od roku negatywne emocje w końcu zrównoważymy podróżniczymi doświadczeniami, jest całkiem spora. Ten wyjazdowy potencjał jest światełkiem w tunelu dla branży turystycznej
Najbliższe miesiące będą przestrzenią spektakularnej walki o nasze wyjazdowe budżety. Wezmą w niej udział nie tylko hotele i operatorzy atrakcji turystycznych, ale też samorządy regionów i rządy państw. Stawką jest przetrwanie – kto na tym skorzysta, a kto zginie w komunikacyjnym szumie? Czy prym będą wiodły sprawdzone kierunki? A może pojawi się czarny koń krajowej turystyki? To już materiał na kolejny tekst, najpewniej na jesień lub zimę.
Jest jednak coś, czego już teraz możemy być pewni – w najbliższe podróże zabierzemy ze sobą naprawdę duży, choć dodatkowy bagaż. Emocjonalny.
____________________
Źródła: